sobota, 5 stycznia 2013

Branża górnicza piłuje gałąź, na której siedzi.

Branża górnicza piłuje gałąź, na której siedzi.

Autorem artykułu jest Tomasz Bar


Jakiś czas temu pisałem o problemie rosnących żądań płacowych i ich wpływie na kondycję przedsiębiorstw. Tym razem chciałbym wrócić do problemu protestów górniczych. W przeprowadzonym kilka dni temu referendum wśród górników aż 95% z nich opowiedziało się za strajkiem generalnym. Jakiś czas temu pisałem o problemie rosnących żądań płacowych i ich wpływie na kondycję przedsiębiorstw. Tym razem chciałbym wrócić do problemu protestów górniczych. W przeprowadzonym kilka dni temu referendum wśród górników aż 95% z nich opowiedziało się za strajkiem generalnym.

Co wywołało oburzenie górników?

Nie tak dawno wiceminister gospodarki Paweł Poncyljusz podał plany strategii wobec branży górniczej na lata 2007 - 2015 stając się tym samym wśród górników wrogiem numer jeden. Ogłoszona strategia zakłada wprowadzenie racjonalizacji kosztów kopalni m.in. uzależnienie pensji od wydajności oraz powolną prywatyzację sektora poprzez giełdę. Sektor górniczy jak wiadomo ma potężne długi, przerost zatrudnienia i silnie związki zawodowe.
Prywatyzacja to jedyna szansa na uratowanie choć części tego, co się da uratować.
Problem branży pozostaje nierozwiązany od lat.
Każda inna firma, oczywiście prywatna, będąc w takiej kondycji ekonomicznej już dawno ogłosiłaby upadłość. Ale górnictwo rządzi się innymi prawami. Przez lata dotowane przez Skarb Państwa pozostawało w całkowitym oderwaniu od rynkowych realiów. Liczne przywileje jakie mieli i mają górnicy do dziś budzą zazdrość przedstawicieli innych zawodów. Mam na myśli wysokie pensje, tzn. trzynastki, czternastki oraz wywalczone gwarancje zatrudnienia.

Rzut oka na wyniki finansowe

Po doskonałym roku 2004 i niezłym 2005, poprzedni rok był fatalny. W 2004 roku Kompania Węglowa - zarobiła 429,9 mln zł netto, w 2005 r. 236 mln zł, a rok 2006 jak wynika z szacunków zamknie się minimalną stratą.

Największa firma branży - Kompania Węglowa - zatrudnia 67 tys. pracowników spośród 122 tys. ogółu zatrudnionych w górnictwie. I wielkość zatrudnienia to jej głównie osiągnięcie. Pozostałe dane są fatalne. KW ma blisko 3,8 mld zł zadłużenia, w tym ponad 1,6 mld zł wobec ZUS.

Strajk prostą drogą do upadłości

Resort górnictwa szacuje dzienne straty branży na 90 mln. Biorąc pod uwagę, że kopalnie są potężnie zadłużone, a cały ubiegły rok dla największej na rynku Kompanii Węglowej zakończył się stratą, nawet kilkudniowy strajk może być przysłowiowym gwoździem do trumny.

Górnicy narzekają na zbyt niskie ich zdaniem ceny skupy węgla. Jako argument przytaczają to, że od kilku lat huty kupują od nich węgiel po tej samej cenie, a wytwarzana po części z węgla stal podrożała trzykrotnie. Problem w tym, że kontrakty, które zostały zawarte i tak są ukłonem w stronę kopalni. Polski węgiel można bowiem zastąpić tańszym, kupionym w Rosji lub na Ukrainie.

Czy Państwo zrobi coś w kierunku rozwiązania problemu kopalń?

Dlaczego wciąż topi się miliardy złotych i ulega naciskom strajkujących górników zamiast dążyć do znacznego zmniejszenia udziału węgla w gospodarce. Obecnie 40% energii wytwarzane jest z krajowego węgla. Dzięki temu mamy tańszy prąd, ale w razie wyczerpania pokładów węgla będziemy praktycznie całkowicie uzależnieni od rosyjskiego gazu, który stanowi alternatywę dla węgla. Czy nie lepiej pójść drogą Francji, która dzięki elektrowniom atomowym praktycznie wyeliminowała węgiel jako surowiec niezbędny dla energetyki? Na potrzeby hut można by za to kupować tańszy węgiel od naszych wschodnich sąsiadów wedle zapotrzebowania. Potrzeba jednak odważnych decyzji. Prywatyzacji i niestety masowych zwolnień. Pieniądze, które dziś idą na dofinansowanie branży należałoby przeznaczyć na odprawy dla pracowników i inwestycje w sprzęt dla nielicznych kopalni, które posiadają znaczne zasoby węgla. Z 400 tys. górników w roku 1990 obecnie pozostało 122 tys.
Mimo tak znacznego spadku zatrudnienia, branża górnicza wciąż boryka się z poważnymi problemami i nadal nie widać żadnych sensownych rozwiązań. Wszelkie negocjacje i próby załagodzenia sporów mają charakter krótkoterminowy.

Źródło: PB, Rzeczpospolita ---

http://www.FinanseOsobiste.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Urzędnik za managera czyli jak Skarb Państwa przejął władzę w PKN Orlen

Urzędnik za managera czyli jak Skarb Państwa przejął władzę w PKN Orlen.

Autorem artykułu jest Tomasz Bar


18 stycznia odwołano ze stanowiska prezesa PKN Orlen, Igora Chalupca, a powołano Piotra Kownackiego. Sam premier Jarosław Kaczyński stwierdził, iż mimo że nie widzi specjalnych przesłanek merytorycznych do odwołania Igora Chalupca, to jednak najważniejszy jest interes państwa. Skoro brak przyczyn merytorycznych, to znajdą się inne. I tak się stało. Powodem odwołania jest bezpieczeństwo energetyczne Polski. Problem w tym, że to szerokie sformułowanie staje się kartą przetargową przy tego typu decyzjach personalnych. Na dalszy plan schodzą wówczas kwalifikacje i doświadczenie kandydata. Cóż, dobro Polski jest najważniejsze. 18 stycznia odwołano ze stanowiska prezesa PKN Orlen, Igora Chalupca, a powołano Piotra Kownackiego. Sam premier Jarosław Kaczyński stwierdził, iż mimo że nie widzi specjalnych przesłanek merytorycznych do odwołania Igora Chalupca, to jednak najważniejszy jest interes państwa. Skoro brak przyczyn merytorycznych, to znajdą się inne. I tak się stało. Powodem odwołania jest bezpieczeństwo energetyczne Polski. Problem w tym, że to szerokie sformułowanie staje się kartą przetargową przy tego typu decyzjach personalnych. Na dalszy plan schodzą wówczas kwalifikacje i doświadczenie kandydata. Cóż, dobro Polski jest najważniejsze.

NIK – Niewidzialny Instytut Kadr?

Tak można by go nazwać obserwując ostatnie nominacje. Zarówno nowy szef NBP Sławomir Skrzypek jak i nowy szef Orlenu Piotr Kownacki to byli współpracownicy Lecha Kaczyńskiego z okresu pracy w NIK (Najwyższa Izba Kontroli). Jak stwierdził w programie Tomasza Lisa „Co z tą Polską?” szef Kancelarii Prezydenta Aleksander Szczygło (który nie przez przypadek również wywodzi się z NIK), że NIK to bardzo dobra szkoła zarządzania. Drżyjcie zatem wszelkie uczelnie wyższe i MBA.

Dlaczego Chalupec musiał odejść?

W tymże programie w telewizji Polsat zapytani o powody odwołania prezesa Chalupca panowie Szczygło i Romaszewski z PIS odpowiedzieli: Bezpieczeństwo energetyczne kraju.
Czy Igor Chalupec sprawując funkcję prezesa PKN-u od 21 września 2004 do 18 stycznia 2007 r. stanowił zagrożenie dla planu bezpieczeństwa? Warto wspomnieć, że w tym czasie dokonał dwóch znaczących transakcji. Orlen zakupił czeski koncern Unipetrol oraz litewską rafinerię Możejki. Zwłaszcza ten drugi zakup był trudny do przeprowadzenia ze względu na konflikt z Rosjanami, dla których Orlen stał się poważną konkurencją w krajach nadbałtyckich. Mało tego, do zakupu Możejek przyczynił się również rząd polski, gdyż konieczne były rozmowy na szczycie między rządami Polski i Litwy. Czy zwiększenia wartości firmy i powiększenia jej o dwie zagraniczne spółki nie można uznać za działanie mające na celu umocnienie pozycji koncernu? Widać nie. Najważniejsze było to, że za Chalupca Orlen „mógł” zostać sprzedany Rosjanom. Nowy szef koncernu z pewnością do tego nie dopuści.

Igor Chalupec w biznesie jest praktycznie od początku swojej kariery. Przez 12 lat pracował dla Pekao S.A.. Zaczynał od tworzenia Centralnego Biura Maklerskiego Banku Pekao w 1991 roku, a skończył jako wiceprezes tego banku. Następnie był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów.
Przez rynek oceniany bardzo wysoko jako wybitny manager.

Mniejszy ma większość.

W Orlenie Skarb Państwa ma niespełna 20% udziałów. W połączeniu z Naftą Polską zależną od SP ma w sumie 27%. To mniej niż 30%, a jednak wpływ państwa na obsadę stanowisk jest olbrzymi.
Skarb Państwa wykorzystuje bowiem sytuację, w której jest największym akcjonariuszem. Pozostałe akcje, a co za tym idzie ilość głosów na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy (WZA), są bardzo rozproszone. Drugi w akcjonariacie Bank of New York ma 7,15%, a reszta akcji jest w rękach mniejszych inwestorów jak TFI, OFE i inwestorzy indywidualni. Dzięki takiemu rozkładowi sił SP dość swobodnie wprowadzał do rady nadzorczej Orlenu swoich ludzi. I tak w październiku 2006 r. pojawił się w niej Piotr Kownacki.

Posada prezesa Orlenu to posada marzenie.

Nowy prezes Piotr Kownacki dostając posadę zyskuje bardzo wysoką pensję – ok. 170 tys. zł miesięcznie i potężne wpływy mi.n na obsadę kilkuset stanowisk w samym Orlenie i jego spółkach zależnych. Posady zatem czekają. Cytując słowa senatora Niesiołowskiego z PO odnośnie nominacji na wysokie stanowiska ludzi blisko związanych z prezydentem Kaczyńskim – BMW, gdzie owo BMW – to nie symbol luksusu, elitarności, ale skrót od: bierny, mierny, ale wierny.
W tym przypadku niestety pasuje on do opisanej sytuacji.

PGNiG i PKN wzięte. Pora na Lotos. Prezes Paweł Olechnowicz to bodaj ostatni z szefów wielkich spółek, w których udziały ma Skarb Państwa, a który pozostał na stanowisku po objęciu władzy przez PIS. Wymiana prezesa Lotosu będzie zakończeniem pewnego etapu.
Wymiana kadr w tzw. spółkach „strategicznych” na swoich tzn. ludzi z PIS zapewnić ma Polsce bezpieczeństwo energetyczne.

Pozostaje zatem czekać. Na zagrożenie bezpieczeństwa z jednej strony, a z drugiej na pogorszenie warunków rynkowych.
Jak wtedy sprawdzą się urzędnicy – strażnicy?
Na kogo zwalą winę za gwałtowne pogorszenie się wyników spółek?
Skąd wezmą pieniądze na dywidendę, którą tak chętnie wyciągali ze spółek w ostatnich latach?

Oby koniunktura trwała jak najdłużej.

źródło: PB, Dziennik, Wprost ---

http://www.FinanseOsobiste.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Gospodarka Polski i jej atrakcyjność inwestycyjna

Gospodarka Polski i jej atrakcyjność inwestycyjna.

Autorem artykułu jest Tomasz Bar


W jakiej kondycji jest polska gospodarka? Jaki będzie rok 2007? Wskaźniki gospodarcze przemawiają na korzyść; PKB szacuje się na 5,5-6%, inflację na 1,5-2%, bezrobocie na 14,8%, napływ inwestycji zagranicznych na 10-12 mld USD. Czego chcieć więcej, może zapytać postronny obserwator. Otóż można więcej, i trzeba więcej aby dogonić lub choćby zmniejszyć dystans do krajów starej unii. Musimy rozwijać się dwa razy szybciej jeśli chcemy osiągnąć ich poziom życia. Co można zrobić w tym celu? Oto krótki przegląd stanu polskiej gospodarki i klimatu jaki w niej panuje. W jakiej kondycji jest polska gospodarka? Jaki będzie rok 2007? Wskaźniki gospodarcze przemawiają na korzyść; PKB szacuje się na 5,5-6%, inflację na 1,5-2%, bezrobocie na 14,8%, napływ inwestycji zagranicznych na 10-12 mld USD.
Czego chcieć więcej, może zapytać postronny obserwator. Otóż można więcej, i trzeba więcej aby dogonić lub choćby zmniejszyć dystans do krajów starej unii. Musimy rozwijać się dwa razy szybciej jeśli chcemy osiągnąć ich poziom życia. Co można zrobić w tym celu? Oto krótki przegląd stanu polskiej gospodarki i klimatu jaki w niej panuje.

Swoboda działalności gospodarczej stawia nas daleko za średnią europejską.Z publikowanego co roku raportu fundacji Heritage, który obrazuje klimat gospodarczy w poszczególnych krajach, Polska wypada znacznie poniżej średniej. Tak zwana wolność gospodarcza w Europie wyliczona została na 67,5%, w Polsce na 58%. Badaniem objętych jest 161 krajów i tu niestety nie wypadamy najlepiej, bo na odległym 87 miejscu. Wśród państw europejskich wypadamy jeszcze gorzej, gdyż znajdujemy się na 35 spośród 41 sklasyfikowanych krajów. Od lat prym w rankingu wiedzie Azja, Honkong i Singapur. Wysoko znajdują się Australia, Nowa Zelandia, USA, Wielka Brytania, Irlandia. Pozycja Polski może martwić i powinna dać do myślenia rządowi, który tak chwali się napływem inwestycji zagranicznych do naszego kraju. Na podstawie szacunków Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych - PAIiIZ i NBP w 2006 roku do Polski napłynęło 10 mld USD. Dużo, tyle tylko że Czechy, które są cztery razy mniejszym krajem pozyskały tyle samo. Na ten rok prognozy mówią o 12 mld USD. Nasuwa się pytanie, czy można więcej? Co zrobić, aby było to nie 10 a 20-30 mld?
W jakim stopniu obecne inwestycje są wynikiem rzeczywistej atrakcyjności naszego kraju, a w jakim efektem zachęt?

Specjalne strefy ekonomiczne.
SSE to specjalnie wydzielone regiony, w których lokowane są różnego rodzaju inwestycje.
W większości przypadków chodzi o zakłady produkcyjne. Obecnie w Polsce działa 14 SSE.
Ideą powstania specjalnych stref ekonomicznych było stworzenie zachęt dla firm, które przyczyniłyby się do wzrostu gospodarczego w regionie i stworzyłyby nowe miejsca pracy. Do dziś w SSE stworzono niespełna 100 tys. miejsc pracy. Nie jest to wiele, zważywszy bezrobocie w wysokości 2,3 mln osób. Ponadto, trzeba to jasno zaznaczyć, firmy, w większości przypadków zagraniczne koncerny lokują inwestycje w SSE nie ze względu na sentyment do Polski, a głównie na ulgi i inne przywileje jakie otrzymują w zamian za ulokowanie inwestycji.
Zachętą podatkową jest zwolnienie z podatku dochodowego. W zależności od wielkości inwestycji zwolnienie może sięgać nawet 65%. Dodatkowymi subwencjami w SSE mogą być również: sprzedaż działki po atrakcyjnej cenie oraz zwolnienie z podatku od nieruchomości. Jednym słowem sporo. Nasuwa się tylko pytanie, czy tak duże ulgi powodujące realne spadki w dochodach podatkowych państwa są warte 100 tys. miejsc pracy?
Teraz może tak, ale co będzie za kilka, kilkanaście lat, gdy wygaśnie okres ochrony inwestorów?
Czy wówczas nie okaże się, że inwestorzy postanowią zamknąć swoje zakłady i przenieść do innych, tańszych krajów, które zaoferują im nowe ulgi? Nowi członkowie UE jak Bułgaria czy Rumunia jeszcze przez kilka lat będą tańsi niż Polska. Zaletą Polski jest jej położenie w centrum Europy.
Mając jednak na uwadze, że w biznesie nie ma miejsce na sentymenty a liczy się zysk, nie można wykluczyć transferu inwestycji dalej na wschód. Jak sobie wtedy poradzą regiony, w których zlokalizowane były SSE? Nie zapominajmy, że często fabryka powstała w SSE staje się głównym pracodawcą w regionie. Jej likwidacja odbije się na całej okolicznej społeczności.

Tania siła robocza przestaje być tania.
Polska od lat słynęła jako kraj posiadający liczną i tanią siłę roboczą.
To właśnie niskie wymagania płacowe skłaniały wielu zagranicznych inwestorów do lokowania inwestycji w Polsce. Po co płacić Niemcowi 2000 EUR, skoro Polak zrobi to samo za 300-400 EUR?
Taka sytuacja nie może trwać jednak wiecznie, a pierwsze oznaki zmian już widać. Polacy masowo wyjeżdżają za granicę, a w kraju zaczyna brakować rąk do pracy. Szczególnie narzekają na to firmy budowlane, które są w fazie dynamicznego rozwoju. Brak rąk do pracy zmusza je jednak do zatrudniania pracowników za znacznie wyższe stawki niż jeszcze 2 lata temu. Przez to firmy są zmuszone obniżać marże albo podwyższać ceny prac i przerzucać te koszty na klientów.
Rosnące płace są zatem przyczyną pogorszenia konkurencyjności Polski. Dla pracowników to oczywiście dobrze, ale gospodarce wytrąca się w ten sposób najważniejszy do niedawna atut Polski – tanich pracowników.

Przedsiębiorcy nie są zbytnimi optymistami.
Ktoś może powiedzieć, że rankingi sporządzane przez zagraniczne instytucje nie są zbyt obiektywne. Tymczasem, jakby na potwierdzenie tego, że z polską swobodą gospodarczą nie jest najlepiej przytoczyć można wyniki badań Krajowej Izby Gospodarczej. Wynika z nich, iż jedynie 30% spośród ponad 2200 zapytanych firm spodziewa się polepszenia warunków do prowadzenia biznesu w Polsce.
Stąd zapewne wynika mała skłonność do inwestycji. Przedsiębiorcy mają obawy co do trwałości obecnej koniunktury i kierunku w jakim podąży gospodarka w niedalekiej przyszłości. Dlatego poziom inwestycji jaki odnotowano w połowie 2006 r. w wysokości 17% nie może do końca satysfakcjonować. Dla porównania w Estonii wyniósł on 31,3%, na Łotwie - 30,7%, a w najbliższej nam pod względem wielkości Hiszpanii - 29,8%. Firmy zamiast inwestować w rozwój odkładają pieniądze do banków. Świadczy o tym systematyczny wzrost wartości depozytów.

Barier do zniesienia jest zatem wiele. Biurokracja, korupcja, niejasne przepisy prawne pozwalające na różną interpretację, wysokie koszty pracy. Pomimo wysokiego wzrostu gospodarczego Polska nie wykorzystuje w pełni swoich możliwości. Moglibyśmy rozwijać się w tempie 8-10% PKB rocznie podobnie jak nasi nadbałtyccy sąsiedzi: Litwa, Łotwa, Estonia.
Może warto, aby ktoś ze sfer rządowych zamiast zajmować się oceną resortów i wymianą kadr zszedł nieco niżej i dostrzegł problemy przedsiębiorców. Zza ministerialnego biurka niewiele widać, a żeby rozwiązać jakikolwiek problem, trzeba go najpierw zobaczyć. O to apeluję do obecnych władz.

źródło: PAIiIZ, PKKP Lewiatan, PB, Dziennik
Ciekawe linki:
www.heritage.org
www.paiz.gov.pl
www.kig.pl ---

http://www.FinanseOsobiste.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Czy będziemy mieli ogród

Czy będziemy mieli ogród

Autorem artykułu jest Romuald Szczypek


Kontynuacja treści tekstu o tytule Czy rozpoczynać budowę domu?


Jeśli tak - to jak on będzie wyglądał?. Sami go projektujemy, czy szukamy wykonawcy zewnętrznego?

Powyższe zdanie jest pytaniem numer dziewięć z mojego tekstu Czy rozpoczynać budowę domu? zamieszczonego na stronach ELANSU jako przedruk ze stron Artelisu.

Odpowiedzi na to pytanie jest tyle ile osób myśli o budowie domu. Wystarczy mieć komputer i dostęp do Internetu oraz umiejętność posługiwania się wyszukiwarkami. Trzeba też mieć trochę fantazji. Wpiszmy do przeglądarki hasło „ogrody przydomowe"i sprawdźmy nasz stopień posiadanej fantazji. Zadajmy sobie pytanie czy moja strona będzie ciekawsza’?

Pomocą mogą też być ebooki:
O WINIE I BUDOWANIU DOMU oraz O WINOROŚLI I SAMOZATRUDNIENIU,
które można pobrać ze strony http://www.winiarze.zgora.pl/index.php?option=com_docman&task=cat_view&gid=24&Itemid=49

Eboki uwypuklają użyteczność winorośli w szerokim kontekście zastosowań,w tym dających możliwość generowania dochodów do pokrycia kosztów budowy domu i stworzenia miejsca pracy nawet dla całej rodziny.

Warto pomyśleć czy opłaca się nam nie organizować winnicy?

Że trzeba pracować?

Tego typu praca wielokrotnie przewyższa bezrobocie – to jest bezdyskusyjne - a z obserwacji zaprzyjaźnionego winoroślarza wysnuwam wniosek, że kasuje wiele rodzajów pracy na etacie. U kogoś.

Wymienione ebooki warto pobrać. Są bezpłatne, a wiedza w nich zawarta obejmuje informacje wypowiadane przez wieloletniego winoroślarza i marzenia o budowie domu wypowiadane przez piszącego ten tekst.

W tekście o samo zatrudnieniu zawarte są informacje potrzebne poszukującym pracy. Jest też zawarta sugestia organizacji rodzinnych stanowisk pracy. Z opisem na miarę nowych wyzwań i uwarunkowań tyczących zjednoczonej Europy.

Jeśli zapoznamy się z treścią ebooków, to dołączymy – z dużym prawdopodobieństwem – do innowatorów organizacji ogrodów.Jeśli będziemy mieli stronę internetową i fantazję pisania o przydomowej zieleni, to wejdziemy do internetwego klanu. Takiego bardzo pożytecznego.

U czytających ten tekst może rodzić się pytanie:, „dlaczego jestem namawiany do uprawy winorośli?”

Część odpowiedzi, a właściwie uzasadnienia, możemy znaleźć na stronie http://artelis.pl/artykul-164,10,54.html

Entuzjaści tego tematu zapraszani są do nawiązania kontaktu z autorem tego tekstu. W przygotowaniu jest pisanie ebooka o roboczej nazwie SZLAKIEM POLSKIEJ AGROTURYSTYKI WINNEJ. Mile wdziane będzie współautorstwo.

Powstaje też seria ebooków NATURA NAM POMAGA. Pierwszy rozdział omawia walory użytkowe (w tym konsumpcyjne) liści winorośli. Omawia też właściwości lecznicze.
Mile widziani będą współautorzy tej serii, a jeśli Redakcja ELANSU zaakceptuje tą formę współpracy z http://polvitis.bazarek.pl można będzie łączyć „piękne z pożytecznym”.

Romuald Szczypek eres9596@kki.net.pl




---

http://republika.pl/eres9596/murator.html http://eres9596a.bazarek.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Czy możemy zapomnieć o reformie emerytalnej?

Czy możemy zapomnieć o reformie emerytalnej?

Autorem artykułu jest Tomasz Bar


Pojawiające się od dłuższego czasu informacje o kłopotach z reformą emerytalną, a raczej jej dalszym kierunkiem dają powody do obaw. Nie wiadomo bowiem, kto wypłaci świadczenia z tzw. II filara. Nie ma tygodnia, aby temat nie gościł w prasie. Niestety póki co, poza pomysłami niewiele z tego wynika. Przypomnę tylko, że sprawa dotyczy 12 mln osób, które należą do OFE. Pojawiające się od dłuższego czasu informacje o kłopotach z reformą emerytalną, a raczej jej dalszym kierunkiem dają powody do obaw. Nie wiadomo bowiem, kto wypłaci świadczenia z tzw. II filara. Nie ma tygodnia, aby temat nie gościł w prasie. Niestety póki co, poza pomysłami niewiele z tego wynika. Przypomnę tylko, że sprawa dotyczy 12 mln osób, które należą do OFE.

OFE do ZUS?

W pierwszych dniach stycznia pojawił się pomysł Anny Kalaty, szefowej resortu pracy, żeby to ZUS wypłacał emerytury ze zgromadzonych w OFE środków. Pomysł dość kontrowersyjny, mając na uwadze, że cały sens reformy opierał się na tym, aby część składek na ZUS przekazać do OFE.
To otwarte fundusze emerytalne jako prywatne instytucje miały pomnażać składki, aby na przyszłą emeryturę każdy miał jak najwięcej. Problem pojawił się jednak w niedokończonej reformie, która nie określiła, kto ma wypłacać zgromadzone środki. Zamysł był taki, aby robiły to OFE lub inne prywatne instytucje finansowe.

Czas ucieka, a emeryci czekają na konkretne rozwiązania

Rok 2009 będzie pierwszym, w którym emeryci dostaną świadczenia zarówno z ZUS jak i z OFE. Pozostały zatem dwa lata, a nadal nie podjęto decyzji o tym, kto ostatecznie będzie wypłacał środki z OFE. Problem będzie narastał z czasem, gdyż wraz z upływem lat emerytury będę przysługiwać kolejnym rocznikom objętym reformą. Im później podjęte zostaną decyzje o wypłacie, tym większe istnieje ryzyko, że będą one chaotyczne i niekoniecznie najlepsze z punktu widzenia przyszłych emerytów. Sytuacji takiej nie można wykluczyć obserwując ustawy pisane "na kolanie", które już z dniem powstania stają się bublem prawnym wymagającym poprawek. Lepiej, by w tak ważnej kwestii jak ta, tego rodzaju wpadki nie miały miejsca.

Zaczyna brakować osób płacących składki na ZUS

Z przyczyn demograficznych, niskiej aktywności zawodowej i emigracji system zaczyna się uginać pod własnym ciężarem. Już obecnie na jedną osobę pracującą przypada 1,5 emeryta/rencisty. Wskaźnik ten będzie się pogarszał. Społeczeństwo żyje coraz dłużej, ilość urodzeń spada od połowy lat 90-tych. Według różnych szacunków od maja 2004 r. z Polski wyjechało ok. 1,2 -1,5 mln Polaków. W zdecydowanej większości to osoby młode, a więc te, które powinny pracować na krajowy PKB. Jeśli dołączymy do tego fakt, że Polacy bardzo chętnie przechodzą na wcześniejszą emeryturę, sytuacja staje się dramatyczna.

Państwo dopłaci do emerytur

Wszystko wskazuje na to, że środków z bieżących składek nie wystarczy na wypłaty emerytur i rent. W takiej sytuacji niezbędne będzie dofinansowanie ZUS z kasy państwa. Problem w tym, że chodzi o miliardy złotych rocznie, a to potężny wydatek. Dopóki gospodarka rozwija się w tempie 5% rocznie, dopóty można szukać dodatkowych pieniędzy. Jeśli jednak wyhamuje do 2% a nawet 1% PKB, środków zacznie brakować, a jedynym sposobem na ich zdobycie będzie podwyżka podatków i podniesienie składek na ZUS, czyli wzrost i tak już bardzo wysokich kosztów pracy. To przyniesie efekt odwrotny do zamierzonego. Wzrost podatków zwiększa chęć do ucieczki w szarą strefę, co zmniejsza wpływy do budżetu. Tak samo wyższe koszty pracy spowodują wzrost bezrobocia i szarej strefy. Pracodawcom nie będzie się opłacało zatrudniać na umowę o pracę i płacić wysokich składek.
Pozostanie szukanie pieniędzy na rynku obligacji, czyli zadłużanie się coraz bardziej, w celu spłaty bieżących zobowiązań. Tylko że podczas spadku koniunktury trudno będzie sprzedać obligacje. Zagraniczni inwestorzy w obawie o ryzyko gospodarcze będą żądać z pewnością wyższego oprocentowania tych papierów.

Jak wyliczyła Gazeta Prawna, tylko w latach 2008-2012 ZUS będzie potrzebował dopłat z kasy państwa w wysokości od 94 mld zł do nawet 199 mld zł zakładając wariant optymistyczny.
Nawet przyjmując wariant łagodny, w kasie ZUS może zabraknąć prawie 100 mld zł. Skąd je wziąć, skoro Polska pomimo wysokiego wzrostu PKB wciąż nie może wyjść z deficytu? Na 2007 rok założono deficyt budżetowy w wysokości 30 mld zł. Jeśli do tego trzeba by dołożyć kolejne 25 mld na dopłaty na ZUS, robi się 55 mld zł, a więc niebezpiecznie dużo. Zwłaszcza jeśli spadnie PKB, a wraz z nim dochody budżetowe. Niebezpiecznie wzrośnie relacja deficytu do PKB, czym narazimy się Unii Europejskiej. Ale to już osobny temat. Rzecz w tym, że zaniechanie reformy będzie przyczyną ogromnych problemów, na których rozwiązanie jest coraz mniej czasu.

źródło: PB, Gazeta Prawna, Rzeczpospolita. ---

http://www.FinanseOsobiste.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl